środa, 23 października 2013

Pumpkin pie

Ciasto dyniowe - pumpkin pie

Składniki na formę 26cm:

Na kruche ciasto:
1,5 szklanki mąki pszennej
3 łyżki cukru pudru
120g masła
25g masła orzechowego
3 łyżki zimnej wody

Na masę dyniową:
400g puree z dyni
1 puszka mleka skondensowanego słodzonego (530g)
3 jajka
125g kremowego serka twarogowego typu Philadelphia
skórka otarta z 1 pomarańczy
1 łyżeczka przyprawy do piernika
2/3 łyżeczki cynamonu
lub 1/2 łyżeczki cynamonu
1/2łyżeczki imbiru
1/2yżeczki zmielonych goździków

Wykonanie:

Kruche ciasto: mąkę przesiewamy do miski, dodajemy cukier puder, pokrojone ma mniejsze kawałki masło oraz masło orzechowe i rozcieramy placami aż powstaną grudki. Dodajemy wodę i zagniatamy szybko ciasto, aż będzie gładkie. Ciasto schładzamy w lodówce 60 minut.

Masa dyniowa: aby uzyskać puree z dyni należy przekroić dynię na 4 części, oczyścić z pestek, ułożyć na blaszce do pieczenia skórką do dołu i piec w 180 stopniach aż zmięknie (w zależności od grubości 30-60 minut). Po upieczeniu wybieramy miąższ ze skórki i miksujemy na puree. Po ostudzeniu miąższ można przechowywać w lodówce. Odmierzamy 400g do masy dyniowej.
Przygotowujemy 2 miski: do jednej wlewamy schłodzone mleko, wbijamy jajka i miksujemy tylko do połączenia składników. W drugiej umieszczamy serek, otartą skórkę z pomarańczy oraz 1/4 szklanki masy ze zmiksowanego mleka i jajek. Do pozostałej masy z mleka i jajek dodajemy puree z dyni, przyprawy i miksujemy do połączenia składników.

Piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni. Formę na ciasto smarujemy masłem, dno i boki wyklejamy schłodzonym ciastem. Na ciasto wylewamy masę dyniową. Na masie dyniowej małą łyżeczką wylewamy masę serową. Ciasto pieczemy 60 minut (lub dłużej) do tzw. suchego patyczka (u mnie 75 minut). Po wystudzeniu ciasto schłodzić. Można podawać z sosem toffi i bitą śmietaną.

środa, 18 września 2013

Wypadkowo;/

Zaliczyliśmy pierwsze urazy.
Wczoraj, gdy tańczyliśmy z Karolkiem, podrzucając go do góry niefortunnie uderzyłam jego główką o kant otwartej szafki kuchennej. Całe szczęście lekko.
W nocy z kolei usnęłam pod ścianą a Karolka położyłam na środku łóżka. Mąż potem dołączył i położył się za mną pod ścianą, zamiast na skraju łóżka.
W nocy obudził nas płacz, okazało się że Karolek spadł na podłogę i leżał pod stołem. Okropna przykrość! Ból w sercu aż mnie rozdarł na ten widok.
Przepraszam synku:*

sobota, 14 września 2013

Basen z Bobixem

To był dzień pełen wrażeń.
Rano kupiliśmy strój kąpielowy dla wielkiej pływaczki, czyli dla mnie. Dodatkowo piękny zielono-czarny czepek dopełniał szyku kreacji.
Pokazałam pani pilnującej basenowego porządku żółtą plakietkę i powędrowałam razem  z Karolkiem do szatni damskiej.
Ńiezbyt dobrze wszystko zorganizowaliśmy z mężem, więc zostałam sama, nieprzebrana z wielkim plecakiem. W plecaku nie wiedziałam gdzie co mam, bo mąż pakował go rano z wielkim entuzjazmem.
W szatni było okropnie gorąco. Byliśmy już nieco spoźnieni i dodatkowo nie mogłam znaleźć kluczyka do szafki. Generalnie nie dostałam żadnego kluczyka do szafki.
Plecak wypchany był pieluchami, ręcznikami i innymi szpargałami, zostawiłam go więc obok szafek, poprosiłam jedną z mam o przypilnowanie Karolka a sama szybko wskoczyłam w strój.
Zajęcia dla maluchów prowadziła dosyć sympatyczna pani o przykuwających spojrzenie oczach w kolorze lazuru. Zastanawiałam się czy osoby łączące swoją karierę z wodą przypadkowo czy też nie, mają morski kolor oczu, kolor tafli wody.
Zapoznanie z podstawową obsługą niemowląt w wodzie i z postępowaniem w przypadku zakrztuszenia i czas zacząć zajęcia. Zajęcia dla niemowlat 3-8 miesięcy. Karolek załapał się na górny pułap.
Piosenka na rozpoczęcie, oswojene z wodą, moczenie stópek, następnie polewanie poszczególnych części ciała wodą z konewki poczynając od łydek. Karolek patrzył z zainteresowaniem na zieloną konewkę-wiaderko. Po czym szybko chwycił je w rączki, gdy nadarzyła się ku temu stosowana okazła i próbował zjeść kubełek.
Kolejne ćwiczenie zanurzanie dzieciaczków, opieranie klatki piersiowej Karolka o wewnętrzną stronę mojego przedramienia. Karolek skorzystął z okazji i siuuuup zanurzył buzię w wodzie i z zachwytem zaczął ją pić.
"Niieeee kochanie, to nie woda do picia" na darmo jednak próbowałąm użyć swych argumentów przeciwko piciu wody z basenu. Kolejne ćwiczenie, bierzemy bobaska przed siebie, obejując dłońmi jego klatkę piersiową i barki. To ćwiczenie przypadło Karolkowi do gustu i wybuchnął gromkim śmiechem. Też się roześmiałam.
Piosenka na do widzenia i siuuup wróciliśmy do szatni.
Kiepsko przebierać się z dzieckiem, narzuciłam jedynie spodnie i ubrałam Karolka.
Przy wyjsciu okazało się, że jednak nie mam kluczyka do szafki. Wogole go nie dostalam. Nadaremne tłumaczenie i drobna kłótnia.
Hmm całe zgromadzenie ludzkie obserwowało tą scenę. Oczywiście mąż włączył się do dyskusji:
"Żona pierwszy raz jest na basenie"
"Aaaaa" i każdy popatrzył w swoją stronę a kasjerka opuściłą głowę. Myślałam że umrę z zażenowania. Oczywiście pierwszy raz na tym basenie a nie wogole... ale niestety mąż rzekł jak rzekł.
Po basenie kupiłam drobne prezenty dla koleżanki do jej nowego mieszkania. Papryczkę, świeczkę, filiżanki...
Wybraliśmy się na ul. Centralną. Zjadłam obiad pyszny i Karolek spał w ten czas. Obudził się z płączem i nie mógł przyzwyczić się do nowego miejsca. Bidulek płakał.
Julek, kolega Karolka o dzień młodszy hasał już po podłodze, raczkując, podciągając się do pionu, łapał wszystko i był niesamowicie rozwinięty.
Karolek nie mógł się przyzwyczaić ale ciocia Monia szybko zaskarbiła sobie jego względy kichając i machając warkoczykiem.
Posadziłam Karolka do siadu i zaczął bawić się wszytkimi zabawkami. Ściskał pomarańczową kaczuszkę, gryzł balona, uderzał z młota wydającego dźwięk i bawił się wspaniale. Dziewczyny, czyli my, oddałyśmy się paplaninie.
Tak minął dzień Karolka. Tatuś uczy się ostro do LEKu. 21 września nadejdzie decydujaca chwila... LEK.
Karolek zaczął przesuwać się do przodu. Z wyskoku na razie, ale zawsze coś do przodu:)

środa, 4 września 2013

Kilka prezentów Hipp Hipp Hurra

Kiedyś zobaczyłam na jednej ze stron internetowych konkurs organizowany przez firmę Hipp. Nie miałam czasu, aby wziąć w nim udział, jednak zapisałam się do Klubu Mojego Maluszka Hipp.



wtorek, 3 września 2013

Kino and baby

Chodzę od czasu do czasu na seanse filmowe Baranki w pieluchach organizowane w Kinie pod Baranami.



poniedziałek, 2 września 2013

Bobo Rozrabiaka


Obrazek mówi sam za siebie. Podejrzewam, że Karolek jest meteopatą:)
W każdym razie jest czy też nie jest, wczorajszy dzień należał do jednych z cięższych. Dodatkowo był pochmurny i deszczowy.

Kajakiem po Wiśle

To był mistrzowski plan. Misterny plan.
Plan z mottem przewodnim, pod tytułem "Kapitan Planeta"
Wypalił jedynie w połowie. Mimo że sprawdzałam prognozę pogody co najmniej przez tydzień. Plan zachowany w całości w tajemnicy i odkrywany punkt po punkcie.
Postanowiłam zapewnić ukochanemu dzień rozrywki z okazji jego urodzin.


sobota, 31 sierpnia 2013

Dzisiaj jest Blog Day!

Zajrzałam do Marnelia blogs i okazało się, że dzisiaj, w dniu 31 sierpnia obchodzony jest Dzień bloga.

Chrzest Święty

To był piękny dzień.
Słoneczny, ciepły, wymarzony.
Karolek przebrany w biały komplet chrzcielny, wszyscy elegancko ubrani. Bezstresowo... do czasu.


piątek, 30 sierpnia 2013

Intensywny tydzień

To był tydzień. Zero siedzenia w domu, cała masa wydarzeń począwszy od siedzenia w restauracjach, pijalniach czekolady skończywszy na dryfowaniach kajakiem po Wiśle. Na atrakcje w powietrzu czekamy, bo jednak w większym stopniu uzależnione są od warunków atmosferycznych.
Rozdzielę wydarzenia tygodnia na kilka postów.

1. Targi Mother and Baby 2013
2. Chrzest Karolka
3. Kajakiem po Wiśle
4. Przyjazd Rodzicielki
5. Kino and Baby

Intensywny tydzień - Targi Mother and Baby 2013

Generalnie rzecz ujmując - nieco mnie rozczarowały. Reklamy informujące o targach widniały w gazetach juz od początku roku, od stycznia albo lutego. W związku z tym oczekiwałam czegoś z pompą.


środa, 21 sierpnia 2013

Gadżety Karolkowe

Czas mija bardzo szybko. Każdego dnia Karolek zmienia się. Zmienia się jego wygląd, zachowanie, rytm dnia.
Staram się jak najwięcej szczegółów zapisywać w swojej pamięci. Pamięć jednak bywa zwodnicza, nie wszystko przedostaje się do pamięci długoterminowej, a nawet jeśli, część informacji pozostaje poza naszym zasięgiem, nie jesteśmy w stanie odtworzyć ich na zawołanie.
Uwieczniam więc chwile na kilka możliwych sposobów.



wtorek, 20 sierpnia 2013

Karolek i jego zabawy

Niesamowicie zabiegany mieliśmy ostatnio tydzień.
Przygotowania do Chrztu Świętego. Formalności kościelne załatwione, chrzestni wybrani, poinformowani, obarczeni nowymi obowiązkami, lokal wybrany, menu także. Ubranko dla Karolka wybrane.
Zakupione wczoraj drogą internetową. Wybrałam komplet z wyprzedaży i muszę przyznać, że głównie zmotywowała mnie do jego wyboru nazwa kompletu "Karol".

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Bajkowo

W trakcie upałów mąż przeczytał Karolkowi dosyć ciekawą baśń. Mimo, że Karolek nie lubi jak mu się czyta, woli gdy się do niego mówi patrząc w oczy, mąż czytał wykorzystując zabawę Karolka maskotką. Baśń była o krokodylu i małpce, a K. akurat pałaszował głowę krokodyla.



piątek, 9 sierpnia 2013

Poród

K. skończył już 7 miesięcy.
Wiek ten zmobilizował mnie w końcu do upamiętnienia poszczególnych ważnych dla nas etapów jego rozwoju w formie fotoksiążki. Pierwszy egzemplarz dostanie na pamiątkę mój Tato.
Ceny fotoksiążek porażają, jednak dosyć duże zniżki można dostac np. na Grouponie.
Niesamowitą frajdę sprawiło mi wybieranie zdjęć, a zrobiliśmy ich od urodzenia  K. ponad kilka tysięcy. Spośród nich wybrałam, bagatela, 580.
Dopiero w programie, który posłużył mi do stworzenia albumu, drogą selekcji, przetrwało nieco ponad 200 zdjęć.
Naszły mnie w związku z tym wspomnienia... całe ich mnóstwo!
Poród.

K. w pierwszej godzinie po porodzie

sobota, 3 sierpnia 2013

Tour de Pologne i moje 5 minut sławy:D

Dzisiejszy dzień powiewał nudą... do czasu.
Koło 17.30 stwierdziłam, że marzy mi się spacer. Ze względu na wysoką temperaturę nie wychodziliśmy z K. wcześniej.
Mąż sprawdzał akurat dojazd do miejsca, gdzie umówił się z kolegami na wieczór kawalerski jednego z nich, kiedy natknął się na rozkład Tour de Pologne. Okazało się, że wedle planu koło 18.30 miał dotrzeć na Rynek Główny ostatni zawodnik.
Nie zastanawiając się długo ubrałam K. i siebie i ruszyliśmy, aby dotrzeć na czas na miejsce. Ulice wokół Rynku były nad wyraz puste. Cała masa ludzka skupiła się na Rynku.



piątek, 2 sierpnia 2013

Mały K.

K. nauczył się piszczeć. Przeraźliwie piszczeć. Z radości i nie tylko. Można powiedzieć że od ponad tygodnia odkrył swój głos i piskiem go moduluje. Wysokie częstotliwości rozbrzmiewają po ścianach, całe szczęście, że nie ma tutaj echa:)
Gdy się denerwuje i czegoś nie chce o dziwo potrafi wyrażać swoją dezaprobatę krzycząc "nie nie nie nie nie nie nie". Gdy zaś przebywa z kimś innym i poczuje chęć zobaczenia swojej rodzicielki, jest w stanie wydukać "mam". Cały czas zastanawiam się, których sylab użyje jako pierwszych. Czy będzie to " tata" czy będzie to "mama" czy też "baba".
Dzisiaj obserwowałam go podczas zabawy. Byłam pod wrażeniem jego manualnych zdolności. Miękka piłka, którą jakiś czas temu kupiłam w Smyku ma dosyć długą metkę.

wtorek, 30 lipca 2013

Liebster Blog Award

Jakiś czas temu spotkał mnie nie lada zaszczyt i wyróżnienie:) Okazało się (wbrew przewidywaniom męża), że ktoś jednak czyta mojego bloga, baaa jak na złość, dostałam też Liebster Blog Award:) a od kogo? od sympatycznej mamy, która prowadzi bloga o bardzo interesującej zawartości, o nazwie Mamania. Dziękuję Aniu:*

niedziela, 28 lipca 2013

Ochrona przed słońcem

Niemal bezchmurne niebo, kilka więc przydatnych faktów i zaleceń:)


Wspomnienia z wakacji

Czarne porzeczki... kojarzą mi się z wakacjami i z moją ukochaną babcią. Pamiętam jak zrywałyśmy owoce z małych krzaków, w podobny upał do dzisiejszego.
Z babcią robiłyśmy też konfitury, kompoty, lepiłyśmy ciasto na knedelki i na pierożki.



piątek, 26 lipca 2013

Wokół jedzenia

Cieszyłam się, że Karolek nie jest niejadkiem zawczasu... nie wiem jak zmobilizować go do konsumpcji mięska. Może jeszcze jest za wcześnie? może sama muszę spróbować mu je przyrządzić? ostatnio poczułam wielką chęć upichcenia mu zupy... będę musiała zaopatrzyć się w odpowiednie produkty i spróbuję w końcu wykorzystać swój talent kulinarny.
Do tej pory próby przemycenia indyka i królika ze słoiczka spełzły na niczym.



środa, 24 lipca 2013

Urodziny!

Urodziny! Rzadko je obchodziłam do tej pory. Raczej kilka dni po fakcie, spotykaliśmy się ze znajomymi i urządzaliśmy małe party.
Tym razem jednak dzień był wyjątkowy - bo spędzany po raz pierwszy z moją własną rodziną. Z moim ukochanym mężem i synkiem. Chciałabym więc przynajmniej częściowo uwiecznić te chwile.
Dzień rozpoczął się miło. Od śniadania prosto z Madery.

wtorek, 23 lipca 2013

Przeddzień urodzin

Wydarzenia z weekendu zapisuję do jednych z najmilszych wspomnień. I to z kilku powodów.
Ostatnio byliśmy u pediatry. Zaniepokojona mama,czyli ja, wszczęła alarm.
K. skończył już 6 miesięcy a tutaj przerzutów z pleców na brzuszek i z brzuszka na plecki brak. Wiem, że nie tabelkami człowiek żyje - normy ustanowione są statystycznie, ale zawsze warto się upewnić, w szczególności że umiejętność ta, należy do kamieni milowych piątego miesiąca życia.


wtorek, 16 lipca 2013

Wspomnienia z weekendu

To był odpoczynek...
Przez poprzedni tydzień towarzyszyła mi moja mama. Poczułam się przez moment jak mała dziewczynka i w sumie tego mi było trzeba. Bardzo jestem jej wdzięczna za pomoc i za to, że po prostu była.
Tradycyjny obiad zagościł na naszym stole. Zwyczajny, taki jaki robimy sobie często sami, jednak wyjątkowy, bo zrobiony Jej rękami.


Ubraniowo

Jakiś czas temu zahaczyliśmy po kinie do sklepu, gdzie natknęliśmy się na spore wyprzedarze. W Smyku do 50% off!



sobota, 6 lipca 2013

Rozszerzanie diety

Śliniaczki i zestaw do karmienia przygotowany. Co teraz? Kiedy zaczynamy wprowadzanie pokarmów uzupełniających? i od czego zacząć?



poniedziałek, 1 lipca 2013

Królewskie muffinki z bakaliami

Są przepyszne!
Proste, smaczne, o ciekawym wyglądzie. Lubią je dzieci i dorośli. A mowa o... Muffinkach!



sobota, 29 czerwca 2013

Weekendowy spacer za...

Polską granicę.



Orzeźwiające świeże powietrze, szum Dunajca, majestat gór - to jest to! Dla każdego, kto chciałby spędzić miło dzień i udać się na wydłużony spacer z całą rodziną mogę śmiało polecić to miejsce.

czwartek, 27 czerwca 2013

Tramwajowa walka

Jak często zdarzyło się Wam obserwować/brać udział w tramwajowej batalii o miejsca wolne?
Dzisiaj praktykuję już sprinty:) wózkiem na tramwaj i walkę o przestrzeń w miejscach przeznaczonych dla stojących pasażerów. A nie zawsze jest łatwo! Czasem np. trudno jest wyobrazić sobie potencjalnemu uczestnikowi komunikacji miejskiej ile miejsca zajmuje wózek wraz z matką stojącą. W końcu nie każdy posiada zdolność trójwymiarowego widzenia przestrzeni i trudno jest przesunąć się na odpowiednią odległość... jeszcze ważniejsze jest dla niektórych dotarcie do celu za wszelką cenę na czas, np. na upragnionego schabowego do domu. Nader istotne jest w tym przypadku wciśnięcie się w każdą wolną szparę - zwis nad wózkiem, podziwianie podwozia pod wózkiem czy chociażby wgniatanie brzucha w gondolę - a co tam, aż tak gruby nie jestem by się sie nie zmieścić pomiędzy szybę a gondolę - hoho! Niektórzy praktykują ocieractwo lub po prostu są zdania, że w kupie jest zawsze raźniej.. po co więc mają przechodzić do sąsiedniego wejścia 2 m obok jak mogą poczuć ciepło matki na swojej skórze...? dwie pieczenie na jednym ogniu - cieplej będzie na pewno w chłodny dzień a i może rodzicielskiego ciepła też zażyją odrobinę... ach te wspomniania z dzieciństwa! Altruiści też zdarzają się dosyć często - "Proszę, proszę ustąpię Pani kawałek swojego miejsca na wózek!" - krzyczą na cały tramwaj entuzjaści i z chlubą patrzą na innych, nie tak uczynnych pasażerów, ustępując miejsca koło szyby z wyrysowanym znakiem wózka na niej...

czwartek, 20 czerwca 2013

Czas na wakacyjne bańki...

Wentlator działa u nas pełną parą...
Przystawiłam do niego obręcz do robienia baniek mydlanych i cały pokój wypełnił się różnokolorowymi wspaniałymi bańkami, różnych kształtów. Karolek był zachwycony! Natknęłam się swoją drogą na ciekawą stronę internetową http://www.tuban.pl/

Dzisiaj odebraliśmy dowód osobisty naszego Szkraba. Przy podróżowaniu po krajach Unii Europejskiej należy wyrobić dziecku dowód osobisty, natomiast przy wyjeździe poza kraje Unii potrzebny jest już paszport. Słodko wygląda taki poważny dokument takiego małego niemowlaczka:)
 Holiday here we come!
Z powodu upałów spacerki przesunęły nam się na poranne i wieczorne godziny.
Dzisiaj rano byliśmy świadkami dosyć interesującej konwersacji pana i pani sprzątających nasz placyk z ławkami.

Pan: Trzeba zamieść te schodki. Wszędzie są g..a tych pier.. gołębi.
Pani: Tego się nie zamiata, tylko zmyć trzeba.
Pan spojrzał na nas i odrzedł do Pani:
Pan: Cicho, tutaj jest dziecko...

Odwiedziliśmy ostatnio księgarnię i znaleźmy super książeczki, które K. uwielbia! Jak tylko pokazałam mu je od razu je chwycił i pojawił się uśmiech na jego twarzy. Mają wyraźne kolory i ciekawe, krótkie wierszyki w środku. Oglądamy je z K. i opowiadam mu o rysunkach, które są wewnątrz. K. bierze do ręki grube strony i nawet udało mu się przerzucić dwie kartki:)



niedziela, 16 czerwca 2013

Big hungry lion wants to eat me:)



Karolek zjadł dzisiaj aż pół słoiczka marchewki! Jjje bezproblemowo, cały czas chce więcej, ale dziwną ma przy tym minę.. tak jakby jadł cytrynę:) Mały degustator:) Ostatnio dostał świetny prezent od mojego kolegi - śliniaczek z folii. Dotychczas, podczas naszej krótkotrwałej przygody z marchewką używaliśmy materiałowych śliniaczków, ale szybko się brudziły.
Śliniaczek z napisem Big Hungry Lion i słodkim lewkiem ma jeszcze kieszonkę, do której kapią resztki spożytej marchewki. Zakupił bodajże w Smyku. Prezent idealny dla nas, na tym etapie rozwoju Karolka.
Oprócz śliniaczka dostaliśmy też pyszne, własnoręcznie wypiekane drożdżówki z rabarbarem, handmade by kolega, mniam.. sama z kolei zrobiłam proste, acz smaczne ciasto z trukawkami.

Biszkopt:
 - szklanka mąki
- szklanka cukru
- 5 jaj
- 1.5 łyżeczki proszku do pieczenia

Masa budyniowa:
- masło
- niepełna szklanka cukru pudru
- 3/4 l mleka
- 2 budynie waniliowe lub śmietankowe
- kilka truskawek
- opcjonalnie płatki migdałów
- 4 łyżki cukru

 Przepis na biszkopt:
Najpierw gotuję mleko i dodaję budyń z czterema łyżkami cukru lub opcjonalnie z cukrem waniliowym, zgodnie z przepisem na opakowaniu budyniu. Używam nieco mniej mleka, po to, aby budyń był bardziej gęsty. Odstawiam budyń do ostygnięcia.
Odzielam białka od żółtek. W jednym naczyniu ubijam mikserem żółtka z cukrem. W drugim naczyniu ubijam białka na sztywną pianę. Następnie do żółtek dodaję pianę z białek i mieszam łyżką. Przesianą mąkę z proszkiem do pieczenia dodaję stopniowo do żółtek z białkami i mieszam do uzyskania jednolitej konsystencji.
Ciasto wlewam do tortownicy i piekę około 40 minut w temp 180 stopni. Sprawdzam patyczkiem ciasto - jeśli patyczek po nakłuciu ciasta jest suchy, oznacza to, że ciasto jest gotowe.
Przepis na masę:
Masło miksuję z cukrem pudrem. Dodaję stopniowo, po łyżce, budyń w temperaturze pokojowej. Masło też powinno mieć temperaturę pokojową.

Przekrajam ostudzony biszkopt na pół. 3/4 masy budyniowej zużywam na przełożenie ciasta, pozostałą masą smaruję powierzchnię i boki biszkoptu. Kroję truskawki na połowki i układam na powierzchni ciasta. Wstawiam do lodówki. Gdy masa zastygnie, boki ozdabiam płatkami migdałów.

Weekendowy spacer do...

Ogrodu Botanicznego. Żałuję, że wcześniej na studiach nie wpadłam na to, aby wybrać się w to miejsce. Jest idealne do nauki, do spaceru z dziećmi, do odpoczynku. Cisza, spokój, zróżnicowana sceneria od lasu tropikalnego po urocze ogrodnicze alejki wysłane dywanem pachnących róż. Jak w bajce!Oczka wodne w których odnaleźć można lilie wodne, fontanna ukryta w centrum paproci otoczona kręgiem drzewek z romantycznymi ławeczkami wokół. Najbardziej urzekł mnie mostek, który prześwitywał pomiędzy liśćmi zwisających gałęzi. Urocza też była drewniana weranda z drewnianymi ławeczkami i stoliczkiem, przed którą było mnóstwo róż. Niektóre miejsca przypominały las i pozwalały na bezproblemowe karmienie Karolka, bo nie było w nich ludzi.
Przed wyjściem do Ogrodu należy jednak zaopatrzyć się w spray na komary, bo w ciemniejszych miejscach, gdy siedzieliśmy na ławeczkach, było ich kilka...
Nasz Szkrabik przespał prawie cały spacer, tak korzystnie oddziaływało na niego świeże powietrze. Na końcu obudził się aby poharcować, więc pokazywaliśmy mu drzewka i kwiaty.
Wzbudził wspomnienia u jednej pani, która opowiedziała historię starego zdjęcia jej syna, które to zdjęcie zrobiła mu pomiędzy alejkami z nasturcjami.




piątek, 14 czerwca 2013

Lecisz w kulki?

Karolkowi niesamowitą frajdę sprawia zabawa sferami wszelakimi. Wczoraj śmiał się na głos baaardzo długo, gdy mój kochany mąż (który swoją drogą świetnie bawi się z Karolkiem i chwała mu za to, bo mam wtedy free time:) odbijał balonikiem o ścianę. Na żadną zabawkę do tej pory, nie zareagował aż tak optymistycznie jak na ten zwykły balonik który kosztował nas kilka groszy w kiosku.. projektanci zabawek, strzeżcie się...:)
Czasem puszczam mu tez bańki mydlane. Śledzi je wtedy skupionymi oczyma z wielkim zainteresowaniem.
Pierwszą rzeczą natomiast, którą sam chwycił, była również kula o'ball. Prezent, który dostał od naszych znajomych okazał się strzałem w dziesiątkę. Po pewnym czasie maltretowania pomarańczowej siatki, z której jest kula wykonana, Karolek wpadał jednak w złość. Nie był w stanie ugryźć kulki i to go doprowadzało do frustracji..:)

Poczytajmy Goethe'go pół żartem pół serio

„Na­leży każde­go dnia posłuchać krótkiej pieśni, przeczy­tać dob­ry wier­sz, zo­baczyć wspa­niały ob­raz i jeśli byłoby to możli­we - wy­powie­dzieć kil­ka rozsądnych słów.” Johann Wolfgang von Goethe  Czy cytat nie jest idealny dla mam z malutkimi dziećmi?:) każdego dnia słuchamy swojego głosu śpiewającego piosenki i kołysanki dla naszych pociech, (często też same słyszymy śpiewające pociechy), czytamy bajki, które są dobrymi wierszami, oglądamy świetne szkice w książeczkach dla dzieci i poza tym, jak dużo rozsądnych słów wypowiadamy do naszych małych pociech dzień w dzień..?:)

czwartek, 13 czerwca 2013

Boski, słoneczny dzień!

Uff ciężko było zgrać dzisiaj zabawę w literaki (czytanie) i kropy (matma) z zajęciami w ciągu dnia. Odstępy pomiędzy sesjami mają wynosić minimum pół godziny- żeby dziecię się nie znudziło i aby rodzić mógł nadążyć za genialnym umysłem niemowlaka. Muszę przyznać, że sprawiają mi wielką radość, bo wprowadzają też dużo urozmaicenia.
Rano popędziliśmy na Baranki w pieluchach. Film "Dziewczynka w trampkach" był miejscami zabawny i dosyć interesujący. Można było wczuć się w rolę dziesięcioletniej dziewczynki mieszkającej w Arabii Saudyjskiej, która zmaga się z ograniczeniami narzuconymi przez kulturę muzułmańską. Poobcować z tą dziwną kulturą.
Karolka zaciekawiły przygaszone światła. Humor miał przedni, uśmiechał się do mnie, głużył na całą salę kinową, potem oglądał film, niedużo - odrobinkę:) by na końcu wylądować w wózeczku i usnąć.
Obsługa kina jest super! Panowie uśmiechnięci, bardzo pomocni i życzliwi. Wewnątrz sali znalazł się i przewijak. Były też podusie i kupę zabawek dla większych szkrabów. Bomba! Bardzo się cieszę, że powstała taka inicjatywa, bo uwielbiam chodzić do kina i przed ciąża byłam stałym jego bywalcem.
Po kinie poszliśmy przez Planty do księgarni "Pod Globusem". Nawet nie wiedziałam, ze jest tam tak przyjemnie! Sofa do posiedzenia w środku, dużo miejsca do przejazdu wózkiem i też przemili ludzie. Obejrzałam książki, które mnie interesowały i musiałam szybko ewakuować sie, bo mieliśmy dzisiaj szczepienie;/
Karolek zniósł je dzielnie. Popłakał tylko przez sekunde. Na poprzednich szczepieniach wogole nie płakał - w trakcie wkłuć podawałam mu pierś i był zaabsorbowany jedzeniem. Patent, który u nas sprawdził się w 100%.
Potem dłuuuggiii spracer i wylądowaliśmy w domku.

Zabawa i ppapppuuu marchewka. Dzisiaj Karolek sam złapał za łyżkę i próbował ją sobie wsadzić do buzi. Taki łakomczuch!

Glenn Doman, why not?




Niedawno wdrążyłam się w temat nauki czytania dla najmłodszych. Dzieci które jeszcze nie wyszły z kołyski, a już są bombardowane wyrazami pisanymi. Mam nadzieję, ze nie zabrzmiało to pejoratywnie, bo metoda ta przypadła mi do gustu.
Na pomysł "nauczania" wpadłam sama. 2 tygodnie temu zauważyłam, że Karolek zaczął coraz uważniej przyglądać się przedmiotom codziennego użytku. Niesamowity jest też dla mnie fakt, że tak małe dziecko słuchając mowy jest w stanie samo się jej nauczyć, ale w końcu jest też bombardowane wyrazami mówionymi, dlaczego więc nie zapoznać go z językiem pisanym? niestety, bardzo szybko okazało się że nie jestem pionierem w tym odkryciu:) i natknełam się na metode Glenna Domana, która staje się teraz coraz bardziej popularna w Polsce. Glenn Doman, absolwent University of Pennsylwania opracował w latach 60 dwudziestego wieku globalną metodę nauki czytania dla dzieci z uszkodzeniem mózgu. Jedna sesja trwa kilka sekund, sesji jest kilka na dzień, potrzeba więc jedynie odrobiny systematyczności w ich wykonywaniu. Pokazuję Karolkowi dużo rzeczy w domu i poza nim, co za różnica więc czy bedą to literki czy np. banan? zresztą zabawki ma jedne i te same przez dłuższy czas a napisy na tablicach zmieniają się. Z ciekawych książek "Naucz małe dziecko myśleć i czuć" Katarzyny Rojkowskiej i "Jak nauczyć małe dziecko czytać" Glenn Doman




 
Pierwszy post o metodzie tu.
W końcu gdy 35 stopni za oknem może zmobilizuję się do opisania metody:)
Zajmuje kilka sekund na dzień. Przeprowadzamy ją wtedy gdy dziecko i mama są zadowolone. Nie możemy nudzić dziecka. Zawsze po pokazaniu kart, ściskamy dziecko i mówimy, że jest mądre i wspaniałe. Przede wszystkim dajemy dziecku swój czas. To jest kilka domen Glenna Domana:)

Jak to wygląda w praktyce? czy chcemy wyhodować geniusza za kazda cenę? pewnie że nie:) przerost ambicji raczej nie należy do moich wad/zalet. Choć z drugiej strony zastanwiam się dlaczego geniusz dla niektórych brzmi tak pejoratywnie.

W sumie traktuję to jako eksperyment. Ciekawi mnie czy K. zdoła przyswoić sobie kilka wyrazów i je zapamiętać czy też nie. Nic nie tracę. 1,2 lub 3 minuty na dzień jestem w stanie na to poświęcić. Przynajmniej jest jakieś urozmaicenie pomiędzy pokazywaniem grzechotek a transportem na rękach:)

Mamy tablice o wymiarach 60cm x 10cm. Na każdej tablicy znajduje się jeden wyraz o wielkości 8 cm i grubości ponad 1cm napisany czerwony mazakiem lub wydrukowany czerwoną farbą drukarską.
W ciągu dnia robimy 9 sesji. Na jednej sesji pokazujemy jeden zestaw. Jeden zestaw ma być pokazany dziennie 3x dziennie. W jednym zestawie znajduje się 5 wyrazów. Codziennie jeden wyraz jest usuwany z każdego zestawu i dodawany nowy. Pomiędzy zestawami powinna być przerwa około półgodzinna. Acha i najważniejsze - jeden wyraz pokazujemy możliwie jak najszybiej, około sekundy lub krócej, mówiąc przy tym "Tu jest napisane...". To są reguły of the game:):) Zabawa ta skierowana jest dla dzieci 6 miesięcy-5 lat, choć w książce znalazłam też wersję nawet dla młodszych dzieci, chociaż cel jej przedstawiania jest też nieco odmienny.

Hardcorowa, przynajmniej dla mnie, oryginalna wersja mówi o pokazywaniu 5 zestawów w ciągu dnia, co daje 15 sesji, no way, biorąc pod uwagę pół godzinne przerwy pomiędzy sesjami. Nie byłabym w stanie tego zrealizować a przy okazji czułabym jakąś presję, więc dla mnie oryginał odpada.

Pokazuję zestawy wtedy, gdy mi się przypomni, stąd też czasem zdarza nam się nie przebrnąc przez wszystkie sesje. Rzadko, ale się zdarza. Czasem też nie chce mi się robić sesji w danym dniu. Nie robię więc. Często robi je mąż.
Jesteśmy teraz w 30 dniu według planu.
Jak bawi się K.?
K. na początku chłonął każdy wyraz, chciał oglądać ich nawet więcej - dokładnie tak jak napisali w książce.
Teraz zrobił się bardziej ruchliwy, uwagę skupia na milionie rzeczy i przeskakuje od jednego przedmiotu do drugiego. Tak więc, sesje ograniczamy mu do tego stopnia, aby nie stracił zainteresowania.
Z reguły cieszy się, gdy pokazujemy mu literki. Podnosi pupę i wyciąga do nich rączki.
Czasem dorwie się do niektórych tablic i zawzięcie je pałaszuje:)

Jeśli ktoś chciałby więcej się dowiedzieć, na temat tego, jak wygląda wprowadzanie metody w praktyce, zapraszam do zadawania pytań. Z chęcią też wysłucham opinii a jeśli ktoś praktykował metodę z chęcią dowiem się czy przyniosła rezulataty i jak to wyglądało w praktyce:)

poniedziałek, 10 czerwca 2013

The beginning:)

Odkad pojawił sie Karolek, nie zawsze udaje nam się dopinać wszystko na ostatni guzik. Wolną chwilę celebrujemy  i wartościujemy ją na równi z drogocennym kruszcem. Jeszcze ważniejsze są chwile spędzone z naszym Szkrabem. Ich nie można wartościować, bo są po prostu bezcenne. Człowiek nagle zdaje sobie sprawę jak istotna jest każda minuta życia, bo każda minuta, godzina jest inna od poprzedniej i bardzo mała szansa jest, jeśli wogole jest, na identyczną konstelację zdarzeń.
Stąd też staram się chłonąć każdy dzień, każdy uśmiech mojego dziecka, bo zawsze będzie nieco inny od poprzedniego. Z dnia na dzień coraz bardziej dorosły.

Zawsze zastanawiało mnie dlaczego ludzie tak entuzjastycznie podchodzą do małych dzieci, a do dorosłych już nie tak bardzo. Czy nie zdają sobie sprawy z tego, że z malutkich dzieci w przyszłości wykształcą się dorośli ludzie? Bezdomny na ławce też był kiedyś niemowlakiem, alkoholik tez, a nikt już o tym nie pamięta. Można odpowiedzieć że postępujemy tak intuicyjnie, obraz małego człowieka wywołuje w nas potrzebę ochrony, zapewnienia mu poczucia bezpieczeństwa. Poza tym dzieci są bezbronne i niewinne. Tak naprawdę w dużym mierze nasze losy uzależnione są od tego, jaki wpływ mieli na nas inni - rodzice, opiekunowie. Może więc nie zapominamy o tym, że w każdym niemowlęciu drzemie mały dorosły? może przez taką postawę wobec młodszych wykształcamy w nich bardziej optymistyczne podejście do życia, pokazujemy im że świat nie jest zły i zachęcamy do społecznych interakcji. Tak czy siak, mimo wszystko nie powinniśmy zapominać, żeby tego optymizmu przenieść też odrobinę do świata dorosłych.  cytatu