piątek, 2 sierpnia 2013

Mały K.

K. nauczył się piszczeć. Przeraźliwie piszczeć. Z radości i nie tylko. Można powiedzieć że od ponad tygodnia odkrył swój głos i piskiem go moduluje. Wysokie częstotliwości rozbrzmiewają po ścianach, całe szczęście, że nie ma tutaj echa:)
Gdy się denerwuje i czegoś nie chce o dziwo potrafi wyrażać swoją dezaprobatę krzycząc "nie nie nie nie nie nie nie". Gdy zaś przebywa z kimś innym i poczuje chęć zobaczenia swojej rodzicielki, jest w stanie wydukać "mam". Cały czas zastanawiam się, których sylab użyje jako pierwszych. Czy będzie to " tata" czy będzie to "mama" czy też "baba".
Dzisiaj obserwowałam go podczas zabawy. Byłam pod wrażeniem jego manualnych zdolności. Miękka piłka, którą jakiś czas temu kupiłam w Smyku ma dosyć długą metkę.


K. paluszkami lewej ręki zaczął delikatnie odwracać strony metki i bacznie się jej przyglądać. Nie wiem kiedy to wszystko się w nim rozwinęło. Mam cały czas przed oczami obraz małego berbecia z lekkim zezem rozbieżnym, wpatrującym się w moją twarz na trzeci dzień po porodzie.
Jedno z wyraźniejszych mych wspomnień. Zmęczenie, nieprzespana noc, śnieg i sroga zima za oknem szpitalnym.
 Przesympatyczna położna, która ukradła dla mnie wcześniej kilka liści kapusty z lodówki, aby mogły uśmierzyć ból obrzękniętych piersi, stwierdziła, że zabierze K. na noc żebym mogła się przespać ze 4h.
Obserwowałam jak K. odjeżdża i chwilowy żal poczułam w sercu.
Przyłożyłam jednak głowę do poduszki i pomyślałam, że więcej dam z siebie K. będąc w pełni sił.
Usłyszałam płacz.
Rozpoznałam automatycznie płacz K. Zresztą wszystkie dzieci tej nocy były nad wyraz spokojne i nie słyszałam żadnego innego płaczu. Przynajmniej na korytarzu. Pomyślałam, że zaraz się uspokoi. Płacz jednak nie ustawał.
Nie wiem ile byłam w stanie tam wyleżec. Czy było to 5 czy 10 a może 15 minut? Nie byłam w stanie zmrużyć powiek.
Pomyślałam, "to przecież moje dziecko, mój K.".
Poderwałam się na nogi i szybko podreptałam do dyżurki pielęgniarek.
Położna nie była w stanie uciszyć K. Zauważyłam, że był już przebrany, nawet troszkę próbowała go podkarmić (ciii;) ale i tak nie chciał jeść. Za to jak usłyszał mój głos, zamilkł natychmiast.
Poczułam się w tamtej chwili co najmniej jak Superman albo Superwoman, a na pewno jak bohater, który ratuje małego człowieka z opresji.
Zdziwiona moim widokiem położna przekazała mi K. i zadowolona podreptałam z plastikowym łóżeczkiem z powrotem do swojej sali. Oczywiście K. już nie zapłakał tej nocy. Wystarczyło mu moje towarzystwo. O dziwo...
Mam cały czas przed oczami obraz małego berbecia z lekkim zezem rozbieżnym z tamtej nocy.
 Rano oczywiście dał popis przy zmianie pieluszki, ale tamtą chwilę pamiętać będę na zawsze. Mój mały kochany K, który uspokoił się na dźwięk mojego głosu, nadal uspokaja się za każdym razem gdy mnie zobaczy. Niewiele się zmieniło.

5 komentarzy:

  1. wzruszające... :) trzymam kciuki, żeby pierwsze powiedział "mama" :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To cudowne uczucie, być tą niezastąpioną, jedyną. Miłość dzieci jest najpiękniejsza, bez dwóch zdań.

    OdpowiedzUsuń
  3. wspaniałe chwile! Ja już nie mogę się doczekać, aż moje Maleństwo wyda z siebie pierwszy okrzyk! Oczywiście trzymamy kciuki, żeby Mały K. wykrzyczał radosne "mama" jako pierwsze :)

    A w wolnej chwili zapraszamy do nas na rozdanie - dziecięce ubranka i próbki kosmetyków do przetestowania (miły drobiazg dla siebie lub na podarunek dla kogoś) : http://mamanakaruzeli.blogspot.com/2013/08/wakacyjne-candy.html

    OdpowiedzUsuń