sobota, 31 sierpnia 2013

Chrzest Święty

To był piękny dzień.
Słoneczny, ciepły, wymarzony.
Karolek przebrany w biały komplet chrzcielny, wszyscy elegancko ubrani. Bezstresowo... do czasu.



Chrzest w Kościele św. Anny.
Mam słabość do zabytków. Mają swoją historię, swoją duszę.
Na ważne uroczystości wybieram zwykle miejsca o bogatej przeszłości, miejsca piękne i wyjątkowe. W końcu zapisuję czyste karty swojego życia, warto więc aby czasem, te kulminacyjne momenty, odbywały się w wymarzonej dla nas scenerii w przyjaznej atmosferze.
Kazanie piękne, stety-niestety ksiądz dorwał się do nas przed mszą, popatrzył na nas i zadecydował, że będziemy czytać czytania... My czyli dwie mamy, chrzestna i biologiczna Karolka. No cóż, wszystko pięknie gdyby nie mój stres przed przemowami na forum publicznym.
Podziwiam ludzi, którzy bezproblemowo potrafią przemawiać, patrząc bystro w oczy tłumowi. Ja niestety tej cechy nie posiadam. Nogi miękną mi, ręce mam zaraz całe mokre i w głowie pojawia się pustka. Ale jak to ksiądz stwierdził "Nie ma w życiu łatwo" dowcipniś:)
Siedzieliśmy w nawach po dwóch stronach ołtarza. I o dziwo wszystko poszło gładko. Nie potknęłam się, nie zająknęłam i teraz mam wielką satysfakcję z tego, że czytałam na mszy św. w dniu sakramentu Chrztu Św. mojego synka. Poczułam, że mam jeszcze większy udział w tym wydarzeniu.
Karolek w trakcie mszy zajmował się sznurowadłami swoich bucików, skakał po mnie, potem próbował zjeść złocone elementy siedzisk, w pewnym momencie, podczas kazania zaczął wyciągać rączki w kierunku księdza ale że nie spotkał się z zainteresowaniem dał sobie całe szczęście spokój.
Wystartowaliśmy do Chrztu pierwszą parą. Zwlekałam z wyjściem, bo myślałam, że ktoś inny pójdzie na pierwszy ogień. No cóż, wszyscy tak pomyśleli... Chrzest odbył się po mszy świętej.
Chrzcielnica zabytkowa, z XV wieku, pamiętająca jeszcze czasy poprzedniego Kościoła Św. Anny. Piękna. Karolek się nie rozpłakał. Baaa tak bardzo mu się spodobało, że jeszcze potem zaczął wyginać się w kierunku chrzcielnicy, domagając się więcej. Trzymałam go ja. Podobno kiedyś był inny zwyczaj i to rodzice chrzestni trzymali szkraba do Sakramentu.
Po chrzcinach przyjęcie.
Lepszego miejsca nie moglibyśmy sobie wymarzyć.
Na początku obawiałam się, że jest zbyt ciemne - czarne ściany i stoliki z kontrastującą czerwienią krzeseł.



Jednak cała kompozycja okazała się nad wyraz interesująca. Portrety na ścianach, stylowe lustra, czarny fortepian w kącie. Olbrzymi stół na środku, przykryty świeżą bielą obrusu, przygotowane i wydrukowane menu oraz bukiety z uroczych białych róż w połączeniu z elegancją restauracji sprawiły, że wszystko wyglądało wytwornie.



Następne przyjęcia, jeśli takowe będą, również będziemy tutaj organizować.





A jak to miejsce się nazywa? Virtuoso Ristorante, włoska restauracja w samym sercu Krakowa.
Co ciekawe cenowo również jest bardzo przystępna.
Przy tym lokalizacja jest niesamowita, tuż obok Kościoła Mariackiego.



A jedzenie cóż tu dużo mówić... bomba! Pyszne, delikatne, wykwintne a porcje przy tym są bardzo duże. Mini sałatka okazała się wielką porcją solidnej przystawki.




O obiedzie nie wspominając. Polędwiczki smaczne i miękkie.





Najważniejsze - jest klimatyzacja.
Karolek cały obiad przespał. Zmęczyły go harce kościelne.




Obudził się akurat na tort.




Tak jak na prawdziwego wirtuoza przystało.
Od razu zaczął posyłać gościom świdrujące spojrzenia i uśmiechać się do każdego.




Uwielbia ludzi, wszystkich wokół zawsze zaczepia. Rozdaje mnóstwo uśmiechów i każdemu mięknie serducho na widok jego bezzębnych dziąseł. Kochany chłopczyk. Bo mój chłopczyk.
A wieczorem - rozpakowywanie prezentów! Pudełka okazały się najciekawsze:)



1 komentarz: