sobota, 29 czerwca 2013

Weekendowy spacer za...

Polską granicę.



Orzeźwiające świeże powietrze, szum Dunajca, majestat gór - to jest to! Dla każdego, kto chciałby spędzić miło dzień i udać się na wydłużony spacer z całą rodziną mogę śmiało polecić to miejsce.

czwartek, 27 czerwca 2013

Tramwajowa walka

Jak często zdarzyło się Wam obserwować/brać udział w tramwajowej batalii o miejsca wolne?
Dzisiaj praktykuję już sprinty:) wózkiem na tramwaj i walkę o przestrzeń w miejscach przeznaczonych dla stojących pasażerów. A nie zawsze jest łatwo! Czasem np. trudno jest wyobrazić sobie potencjalnemu uczestnikowi komunikacji miejskiej ile miejsca zajmuje wózek wraz z matką stojącą. W końcu nie każdy posiada zdolność trójwymiarowego widzenia przestrzeni i trudno jest przesunąć się na odpowiednią odległość... jeszcze ważniejsze jest dla niektórych dotarcie do celu za wszelką cenę na czas, np. na upragnionego schabowego do domu. Nader istotne jest w tym przypadku wciśnięcie się w każdą wolną szparę - zwis nad wózkiem, podziwianie podwozia pod wózkiem czy chociażby wgniatanie brzucha w gondolę - a co tam, aż tak gruby nie jestem by się sie nie zmieścić pomiędzy szybę a gondolę - hoho! Niektórzy praktykują ocieractwo lub po prostu są zdania, że w kupie jest zawsze raźniej.. po co więc mają przechodzić do sąsiedniego wejścia 2 m obok jak mogą poczuć ciepło matki na swojej skórze...? dwie pieczenie na jednym ogniu - cieplej będzie na pewno w chłodny dzień a i może rodzicielskiego ciepła też zażyją odrobinę... ach te wspomniania z dzieciństwa! Altruiści też zdarzają się dosyć często - "Proszę, proszę ustąpię Pani kawałek swojego miejsca na wózek!" - krzyczą na cały tramwaj entuzjaści i z chlubą patrzą na innych, nie tak uczynnych pasażerów, ustępując miejsca koło szyby z wyrysowanym znakiem wózka na niej...

czwartek, 20 czerwca 2013

Czas na wakacyjne bańki...

Wentlator działa u nas pełną parą...
Przystawiłam do niego obręcz do robienia baniek mydlanych i cały pokój wypełnił się różnokolorowymi wspaniałymi bańkami, różnych kształtów. Karolek był zachwycony! Natknęłam się swoją drogą na ciekawą stronę internetową http://www.tuban.pl/

Dzisiaj odebraliśmy dowód osobisty naszego Szkraba. Przy podróżowaniu po krajach Unii Europejskiej należy wyrobić dziecku dowód osobisty, natomiast przy wyjeździe poza kraje Unii potrzebny jest już paszport. Słodko wygląda taki poważny dokument takiego małego niemowlaczka:)
 Holiday here we come!
Z powodu upałów spacerki przesunęły nam się na poranne i wieczorne godziny.
Dzisiaj rano byliśmy świadkami dosyć interesującej konwersacji pana i pani sprzątających nasz placyk z ławkami.

Pan: Trzeba zamieść te schodki. Wszędzie są g..a tych pier.. gołębi.
Pani: Tego się nie zamiata, tylko zmyć trzeba.
Pan spojrzał na nas i odrzedł do Pani:
Pan: Cicho, tutaj jest dziecko...

Odwiedziliśmy ostatnio księgarnię i znaleźmy super książeczki, które K. uwielbia! Jak tylko pokazałam mu je od razu je chwycił i pojawił się uśmiech na jego twarzy. Mają wyraźne kolory i ciekawe, krótkie wierszyki w środku. Oglądamy je z K. i opowiadam mu o rysunkach, które są wewnątrz. K. bierze do ręki grube strony i nawet udało mu się przerzucić dwie kartki:)



niedziela, 16 czerwca 2013

Big hungry lion wants to eat me:)



Karolek zjadł dzisiaj aż pół słoiczka marchewki! Jjje bezproblemowo, cały czas chce więcej, ale dziwną ma przy tym minę.. tak jakby jadł cytrynę:) Mały degustator:) Ostatnio dostał świetny prezent od mojego kolegi - śliniaczek z folii. Dotychczas, podczas naszej krótkotrwałej przygody z marchewką używaliśmy materiałowych śliniaczków, ale szybko się brudziły.
Śliniaczek z napisem Big Hungry Lion i słodkim lewkiem ma jeszcze kieszonkę, do której kapią resztki spożytej marchewki. Zakupił bodajże w Smyku. Prezent idealny dla nas, na tym etapie rozwoju Karolka.
Oprócz śliniaczka dostaliśmy też pyszne, własnoręcznie wypiekane drożdżówki z rabarbarem, handmade by kolega, mniam.. sama z kolei zrobiłam proste, acz smaczne ciasto z trukawkami.

Biszkopt:
 - szklanka mąki
- szklanka cukru
- 5 jaj
- 1.5 łyżeczki proszku do pieczenia

Masa budyniowa:
- masło
- niepełna szklanka cukru pudru
- 3/4 l mleka
- 2 budynie waniliowe lub śmietankowe
- kilka truskawek
- opcjonalnie płatki migdałów
- 4 łyżki cukru

 Przepis na biszkopt:
Najpierw gotuję mleko i dodaję budyń z czterema łyżkami cukru lub opcjonalnie z cukrem waniliowym, zgodnie z przepisem na opakowaniu budyniu. Używam nieco mniej mleka, po to, aby budyń był bardziej gęsty. Odstawiam budyń do ostygnięcia.
Odzielam białka od żółtek. W jednym naczyniu ubijam mikserem żółtka z cukrem. W drugim naczyniu ubijam białka na sztywną pianę. Następnie do żółtek dodaję pianę z białek i mieszam łyżką. Przesianą mąkę z proszkiem do pieczenia dodaję stopniowo do żółtek z białkami i mieszam do uzyskania jednolitej konsystencji.
Ciasto wlewam do tortownicy i piekę około 40 minut w temp 180 stopni. Sprawdzam patyczkiem ciasto - jeśli patyczek po nakłuciu ciasta jest suchy, oznacza to, że ciasto jest gotowe.
Przepis na masę:
Masło miksuję z cukrem pudrem. Dodaję stopniowo, po łyżce, budyń w temperaturze pokojowej. Masło też powinno mieć temperaturę pokojową.

Przekrajam ostudzony biszkopt na pół. 3/4 masy budyniowej zużywam na przełożenie ciasta, pozostałą masą smaruję powierzchnię i boki biszkoptu. Kroję truskawki na połowki i układam na powierzchni ciasta. Wstawiam do lodówki. Gdy masa zastygnie, boki ozdabiam płatkami migdałów.

Weekendowy spacer do...

Ogrodu Botanicznego. Żałuję, że wcześniej na studiach nie wpadłam na to, aby wybrać się w to miejsce. Jest idealne do nauki, do spaceru z dziećmi, do odpoczynku. Cisza, spokój, zróżnicowana sceneria od lasu tropikalnego po urocze ogrodnicze alejki wysłane dywanem pachnących róż. Jak w bajce!Oczka wodne w których odnaleźć można lilie wodne, fontanna ukryta w centrum paproci otoczona kręgiem drzewek z romantycznymi ławeczkami wokół. Najbardziej urzekł mnie mostek, który prześwitywał pomiędzy liśćmi zwisających gałęzi. Urocza też była drewniana weranda z drewnianymi ławeczkami i stoliczkiem, przed którą było mnóstwo róż. Niektóre miejsca przypominały las i pozwalały na bezproblemowe karmienie Karolka, bo nie było w nich ludzi.
Przed wyjściem do Ogrodu należy jednak zaopatrzyć się w spray na komary, bo w ciemniejszych miejscach, gdy siedzieliśmy na ławeczkach, było ich kilka...
Nasz Szkrabik przespał prawie cały spacer, tak korzystnie oddziaływało na niego świeże powietrze. Na końcu obudził się aby poharcować, więc pokazywaliśmy mu drzewka i kwiaty.
Wzbudził wspomnienia u jednej pani, która opowiedziała historię starego zdjęcia jej syna, które to zdjęcie zrobiła mu pomiędzy alejkami z nasturcjami.




piątek, 14 czerwca 2013

Lecisz w kulki?

Karolkowi niesamowitą frajdę sprawia zabawa sferami wszelakimi. Wczoraj śmiał się na głos baaardzo długo, gdy mój kochany mąż (który swoją drogą świetnie bawi się z Karolkiem i chwała mu za to, bo mam wtedy free time:) odbijał balonikiem o ścianę. Na żadną zabawkę do tej pory, nie zareagował aż tak optymistycznie jak na ten zwykły balonik który kosztował nas kilka groszy w kiosku.. projektanci zabawek, strzeżcie się...:)
Czasem puszczam mu tez bańki mydlane. Śledzi je wtedy skupionymi oczyma z wielkim zainteresowaniem.
Pierwszą rzeczą natomiast, którą sam chwycił, była również kula o'ball. Prezent, który dostał od naszych znajomych okazał się strzałem w dziesiątkę. Po pewnym czasie maltretowania pomarańczowej siatki, z której jest kula wykonana, Karolek wpadał jednak w złość. Nie był w stanie ugryźć kulki i to go doprowadzało do frustracji..:)

Poczytajmy Goethe'go pół żartem pół serio

„Na­leży każde­go dnia posłuchać krótkiej pieśni, przeczy­tać dob­ry wier­sz, zo­baczyć wspa­niały ob­raz i jeśli byłoby to możli­we - wy­powie­dzieć kil­ka rozsądnych słów.” Johann Wolfgang von Goethe  Czy cytat nie jest idealny dla mam z malutkimi dziećmi?:) każdego dnia słuchamy swojego głosu śpiewającego piosenki i kołysanki dla naszych pociech, (często też same słyszymy śpiewające pociechy), czytamy bajki, które są dobrymi wierszami, oglądamy świetne szkice w książeczkach dla dzieci i poza tym, jak dużo rozsądnych słów wypowiadamy do naszych małych pociech dzień w dzień..?:)

czwartek, 13 czerwca 2013

Boski, słoneczny dzień!

Uff ciężko było zgrać dzisiaj zabawę w literaki (czytanie) i kropy (matma) z zajęciami w ciągu dnia. Odstępy pomiędzy sesjami mają wynosić minimum pół godziny- żeby dziecię się nie znudziło i aby rodzić mógł nadążyć za genialnym umysłem niemowlaka. Muszę przyznać, że sprawiają mi wielką radość, bo wprowadzają też dużo urozmaicenia.
Rano popędziliśmy na Baranki w pieluchach. Film "Dziewczynka w trampkach" był miejscami zabawny i dosyć interesujący. Można było wczuć się w rolę dziesięcioletniej dziewczynki mieszkającej w Arabii Saudyjskiej, która zmaga się z ograniczeniami narzuconymi przez kulturę muzułmańską. Poobcować z tą dziwną kulturą.
Karolka zaciekawiły przygaszone światła. Humor miał przedni, uśmiechał się do mnie, głużył na całą salę kinową, potem oglądał film, niedużo - odrobinkę:) by na końcu wylądować w wózeczku i usnąć.
Obsługa kina jest super! Panowie uśmiechnięci, bardzo pomocni i życzliwi. Wewnątrz sali znalazł się i przewijak. Były też podusie i kupę zabawek dla większych szkrabów. Bomba! Bardzo się cieszę, że powstała taka inicjatywa, bo uwielbiam chodzić do kina i przed ciąża byłam stałym jego bywalcem.
Po kinie poszliśmy przez Planty do księgarni "Pod Globusem". Nawet nie wiedziałam, ze jest tam tak przyjemnie! Sofa do posiedzenia w środku, dużo miejsca do przejazdu wózkiem i też przemili ludzie. Obejrzałam książki, które mnie interesowały i musiałam szybko ewakuować sie, bo mieliśmy dzisiaj szczepienie;/
Karolek zniósł je dzielnie. Popłakał tylko przez sekunde. Na poprzednich szczepieniach wogole nie płakał - w trakcie wkłuć podawałam mu pierś i był zaabsorbowany jedzeniem. Patent, który u nas sprawdził się w 100%.
Potem dłuuuggiii spracer i wylądowaliśmy w domku.

Zabawa i ppapppuuu marchewka. Dzisiaj Karolek sam złapał za łyżkę i próbował ją sobie wsadzić do buzi. Taki łakomczuch!

Glenn Doman, why not?




Niedawno wdrążyłam się w temat nauki czytania dla najmłodszych. Dzieci które jeszcze nie wyszły z kołyski, a już są bombardowane wyrazami pisanymi. Mam nadzieję, ze nie zabrzmiało to pejoratywnie, bo metoda ta przypadła mi do gustu.
Na pomysł "nauczania" wpadłam sama. 2 tygodnie temu zauważyłam, że Karolek zaczął coraz uważniej przyglądać się przedmiotom codziennego użytku. Niesamowity jest też dla mnie fakt, że tak małe dziecko słuchając mowy jest w stanie samo się jej nauczyć, ale w końcu jest też bombardowane wyrazami mówionymi, dlaczego więc nie zapoznać go z językiem pisanym? niestety, bardzo szybko okazało się że nie jestem pionierem w tym odkryciu:) i natknełam się na metode Glenna Domana, która staje się teraz coraz bardziej popularna w Polsce. Glenn Doman, absolwent University of Pennsylwania opracował w latach 60 dwudziestego wieku globalną metodę nauki czytania dla dzieci z uszkodzeniem mózgu. Jedna sesja trwa kilka sekund, sesji jest kilka na dzień, potrzeba więc jedynie odrobiny systematyczności w ich wykonywaniu. Pokazuję Karolkowi dużo rzeczy w domu i poza nim, co za różnica więc czy bedą to literki czy np. banan? zresztą zabawki ma jedne i te same przez dłuższy czas a napisy na tablicach zmieniają się. Z ciekawych książek "Naucz małe dziecko myśleć i czuć" Katarzyny Rojkowskiej i "Jak nauczyć małe dziecko czytać" Glenn Doman




 
Pierwszy post o metodzie tu.
W końcu gdy 35 stopni za oknem może zmobilizuję się do opisania metody:)
Zajmuje kilka sekund na dzień. Przeprowadzamy ją wtedy gdy dziecko i mama są zadowolone. Nie możemy nudzić dziecka. Zawsze po pokazaniu kart, ściskamy dziecko i mówimy, że jest mądre i wspaniałe. Przede wszystkim dajemy dziecku swój czas. To jest kilka domen Glenna Domana:)

Jak to wygląda w praktyce? czy chcemy wyhodować geniusza za kazda cenę? pewnie że nie:) przerost ambicji raczej nie należy do moich wad/zalet. Choć z drugiej strony zastanwiam się dlaczego geniusz dla niektórych brzmi tak pejoratywnie.

W sumie traktuję to jako eksperyment. Ciekawi mnie czy K. zdoła przyswoić sobie kilka wyrazów i je zapamiętać czy też nie. Nic nie tracę. 1,2 lub 3 minuty na dzień jestem w stanie na to poświęcić. Przynajmniej jest jakieś urozmaicenie pomiędzy pokazywaniem grzechotek a transportem na rękach:)

Mamy tablice o wymiarach 60cm x 10cm. Na każdej tablicy znajduje się jeden wyraz o wielkości 8 cm i grubości ponad 1cm napisany czerwony mazakiem lub wydrukowany czerwoną farbą drukarską.
W ciągu dnia robimy 9 sesji. Na jednej sesji pokazujemy jeden zestaw. Jeden zestaw ma być pokazany dziennie 3x dziennie. W jednym zestawie znajduje się 5 wyrazów. Codziennie jeden wyraz jest usuwany z każdego zestawu i dodawany nowy. Pomiędzy zestawami powinna być przerwa około półgodzinna. Acha i najważniejsze - jeden wyraz pokazujemy możliwie jak najszybiej, około sekundy lub krócej, mówiąc przy tym "Tu jest napisane...". To są reguły of the game:):) Zabawa ta skierowana jest dla dzieci 6 miesięcy-5 lat, choć w książce znalazłam też wersję nawet dla młodszych dzieci, chociaż cel jej przedstawiania jest też nieco odmienny.

Hardcorowa, przynajmniej dla mnie, oryginalna wersja mówi o pokazywaniu 5 zestawów w ciągu dnia, co daje 15 sesji, no way, biorąc pod uwagę pół godzinne przerwy pomiędzy sesjami. Nie byłabym w stanie tego zrealizować a przy okazji czułabym jakąś presję, więc dla mnie oryginał odpada.

Pokazuję zestawy wtedy, gdy mi się przypomni, stąd też czasem zdarza nam się nie przebrnąc przez wszystkie sesje. Rzadko, ale się zdarza. Czasem też nie chce mi się robić sesji w danym dniu. Nie robię więc. Często robi je mąż.
Jesteśmy teraz w 30 dniu według planu.
Jak bawi się K.?
K. na początku chłonął każdy wyraz, chciał oglądać ich nawet więcej - dokładnie tak jak napisali w książce.
Teraz zrobił się bardziej ruchliwy, uwagę skupia na milionie rzeczy i przeskakuje od jednego przedmiotu do drugiego. Tak więc, sesje ograniczamy mu do tego stopnia, aby nie stracił zainteresowania.
Z reguły cieszy się, gdy pokazujemy mu literki. Podnosi pupę i wyciąga do nich rączki.
Czasem dorwie się do niektórych tablic i zawzięcie je pałaszuje:)

Jeśli ktoś chciałby więcej się dowiedzieć, na temat tego, jak wygląda wprowadzanie metody w praktyce, zapraszam do zadawania pytań. Z chęcią też wysłucham opinii a jeśli ktoś praktykował metodę z chęcią dowiem się czy przyniosła rezulataty i jak to wyglądało w praktyce:)

poniedziałek, 10 czerwca 2013

The beginning:)

Odkad pojawił sie Karolek, nie zawsze udaje nam się dopinać wszystko na ostatni guzik. Wolną chwilę celebrujemy  i wartościujemy ją na równi z drogocennym kruszcem. Jeszcze ważniejsze są chwile spędzone z naszym Szkrabem. Ich nie można wartościować, bo są po prostu bezcenne. Człowiek nagle zdaje sobie sprawę jak istotna jest każda minuta życia, bo każda minuta, godzina jest inna od poprzedniej i bardzo mała szansa jest, jeśli wogole jest, na identyczną konstelację zdarzeń.
Stąd też staram się chłonąć każdy dzień, każdy uśmiech mojego dziecka, bo zawsze będzie nieco inny od poprzedniego. Z dnia na dzień coraz bardziej dorosły.

Zawsze zastanawiało mnie dlaczego ludzie tak entuzjastycznie podchodzą do małych dzieci, a do dorosłych już nie tak bardzo. Czy nie zdają sobie sprawy z tego, że z malutkich dzieci w przyszłości wykształcą się dorośli ludzie? Bezdomny na ławce też był kiedyś niemowlakiem, alkoholik tez, a nikt już o tym nie pamięta. Można odpowiedzieć że postępujemy tak intuicyjnie, obraz małego człowieka wywołuje w nas potrzebę ochrony, zapewnienia mu poczucia bezpieczeństwa. Poza tym dzieci są bezbronne i niewinne. Tak naprawdę w dużym mierze nasze losy uzależnione są od tego, jaki wpływ mieli na nas inni - rodzice, opiekunowie. Może więc nie zapominamy o tym, że w każdym niemowlęciu drzemie mały dorosły? może przez taką postawę wobec młodszych wykształcamy w nich bardziej optymistyczne podejście do życia, pokazujemy im że świat nie jest zły i zachęcamy do społecznych interakcji. Tak czy siak, mimo wszystko nie powinniśmy zapominać, żeby tego optymizmu przenieść też odrobinę do świata dorosłych.  cytatu